Na termometrach w Szczecinie 13 stopni poniżej zera. Bardzo zimno. Temperaturę do minus dziesięciu znoszę pokornie, poniżej reaguję gwałtownym buntem. Przemarznięte dłonie, których nie potrafię rozgrzać, zaczynają boleć. Znosiłabym to lepiej, mając świadomość, że auto odpali rano bez problemu, ale niestety. Akumulator ledwo zipie. To poranne powolne kręcenie zmarzniętych wnętrzności samochodu, to moment decydujący o całym dniu. Uda się czy nie? Zaskoczy? Zawarczy? Dotrę do pracy, czy utknę czekając aż mróz zelżeje?
Luty, jak w przysłowiu. Nie ma rady. Buty trzeba podkuć. Czy w Irlandii też mają przysłowia na każdy miesiąc? Jaki jest w nich luty? Butów chyba podkuwać nie trzeba. Dziś w Dublinie zaledwie minus dwa stopnie, jutro zapowiadają już cztery powyżej zera, a w sobotę nawet osiem. Cóż, drugiej Irlandii w Polsce jak nie było, tak nie ma 🙂
PS. Dostrzegam jedną korzyść z siarczystego mrozu na dworze – pranie w domu schnie teraz błyskawicznie. Szczególnie w pobliżu grzejnika.
Ostatnie komentarze